- To może ja, panie komisarzu - podniósł się inspektor Mayer. - Wyjaśnienie jest prozaiczne. Jak panu mówiłem, klucze od mieszkania miała sąsiadka, podlewająca kwiaty. Malloy jest jej siostrzeńcem. Przy okazji wizyty u ciotki zrobił prawdopodobnie odcisk klucza, a co było potem nietrudno się już domyślić. Jest to wszystko w raporcie który panu dałem.

- Dziękuję, mam już jasność sytuacji. Gdyby panowie chcieli, raport tu leży - komisarz wskazał kiwnięciem ręki na niebieską teczkę leżącą na biurku. - Moje ostatnie pytanie dotyczy czego innego. Według uzyskanych przeze mnie wczoraj po południu informacji, Petras został zwolniony za kaucją z aresztu i będzie odpowiadać z wolnej stopy. Jego sprawą ma się zająć adwokat Allen, myślę że nieraz mieli już panowie okazję o nim słyszeć. Nie jest dla mnie jasne, skąd Petras wziął pieniądze, którymi został opłacony tak dobry adwokat.

- Panie komisarzu, mam absolutną pewność, że podczas pracy na komputerze ten hacker nie miał okazji przelać znikąd żadnych pieniędzy na żadne konto. Jego komputer był pod kontrolą przez cały czas i wiemy na pewno, że on niczego takiego nie zrobił.

- Panie Borg, tyle to ja również wiem. Pieniądze na konto adwokata Allena wpłynęły po godzinie osiemnastej, kiedy Petras już dawno był z powrotem w areszcie. Dokonano dwóch wpłat, w odstępie godzinnym.

- Dwóch wpłat? - zapytali równocześnie obaj Martinowie.

- Tak. Dwóch. - Komisarz spojrzał znad okularów najpierw na Borga, potem na Gene i pokiwał głową. - Myślę że dobrze będzie zmienić temat. Zresztą obie wpłaty były dokonane lege artis, więc nie można z tego powodu nikogo ścigać. Jak mówiłem na samym początku, zostałem przez moich przełożonych upoważniony do przekazania nieoficjalnie pewnej wiadomości. Pan Gene, który uratował życie pasażerów samolotu, ludzi w wieżowcu, a prawdopodobnie także pasażerów wychodzących z metra, zostanie odznaczony przez naszego ministra Krzyżem Zasługi.

Gene powoli wstawał, szykując się do powiedzenia czegoś wiekopomnego, ale zanim zdołał wymyśleć, co by to mogło być, wybawił go z opresji pisk wideofonu. Komisarz Kingery nacisnął płaski guzik, pulsujący wiśniowym światłem. Na ekranie pojawiła się twarz jego sekretarki.

- Panie komisarzu, tu jest jakiś człowiek, pan... - spojrzała na leżącą przed nią kartkę papieru - Petras, mówi że ma jakąś sprawę.

- Proszę go wpuścić.

W chwilę później hacker stał przed komisarzem. Starał się wyglądać na rozluźnionego i pewnego siebie, ale widać było, że jest spięty i czuje się niepewnie.

- Panie komisarzu, ja się dowiedziałem, że pan jest przełożonym Grupy... to znaczy Grupy Ścigania Przestępstw Komputerowych i chciałbym się dowiedzieć, czy... jak można zostać jej członkiem?

- Hm - komisarz chrząknął, zaskoczony pytaniem. - Niech pan może porozmawia z profesorem Sivinsky'm, on będzie chyba bardziej ode mnie kompetentny w tej sprawie...

Hacker odwrócił głowę, nie ruszając się z miejsca.

- Panie profesorze?

Sivinsky zdjął okulary, które założył kilkanaście sekund wcześniej by przeczytać raport inspektora Leslie i mimo że były czyste jak kryształ, zaczął je pracowicie wycierać chusteczką. Potem włożył z powrotem na nos i patrząc nad szkłami zlustrował Petrasa od dołu do góry.

już mi starczy                  co było dalej?