Przebiegli przez jeszcze jeden ogródek. Pogonił za nimi mały czarny pies, ujadając jak sfora ogarów. Przeskoczyli przez płot, przecisnęli się przez jeszcze jeden żywopłot i stanęli na środku ogrodu. Dookoła sterczał nowy, wysoki płot, najeżony u góry kolcami.

- Cholera, stary idiota wreszcie ogrodził swoje śmiecie - hacker bezradnie rozejrzał się dookoła, podbiegł do furtki i szarpnął za klamkę. Była zamknięta. Brama obok nie miała zamka, tylko kłódkę i długi łańcuch. - Chodźcie, spróbujemy się przecisnąć!

Napierając z całej siły na bramę udało im się na tyle poszerzyć szczelinę między obydwoma jej połowami, że najpierw najszczuplejszy z nich Borg a za nim hacker przecisnęli się na drugą stronę. Nie zajęło im to więcej niż pół minuty. Strażnik nie mieścił się w szczelinie, po kilku bezskutecznych próbach kazał im się odsunąć, złapał za lewą połowę bramy i pociągnął ją do góry. Oczy wyszły mu na wierzch, ale po chwili brama z łomotem upadła na wybetonowany podjazd.

- Teraz prosto, uliczką i w prawo, za rogiem - Petras biegł i mówił, coraz bardziej zasapany. Udwało mu się wyrzucać już tylko po dwa trzy słowa naraz z siebie. - Ten facet, w skórze, mówił, że jest twardy. Kilka dni temu - przerwał na chwilę i wskazał ręką, że skręcają w prawo - mówił, że już wie, jak rozpieprzyć, to wszystko. Radził mi, żebym kupił, parasol.

Biegli środkiem ulicy, z przeciwka jechał jakiś samochód osobowy głośno trąbiąc. W końcu zahamował, minęli go przebiegając po obu stronach samochodu, a kierowca wysiadł i posłał im kwiecistą wiązankę.

- To tu. - Hacker pokazał na mały, szary domek. - On tu mieszka - podbiegł do drzwi i nacisnął na guzik dzwonka, a potem załomotał w drzwi krzycząc - Wiem że tam jesteś, otwieraj! - przez chwilę stał naprzeciw wejścia ciężko dysząc. - Malloy, słyszysz mnie!? - Ze środka domu nie dobiegały żadne dźwięki, jakby nikogo w środku nie było. Borg nerwowo rzucił okiem na zegarek.

- Jeszcze dwie minuty i doleci - wysapał. - Po cholerę nas stamtąd wyciągnąłeś? Ty draniu! - podniósł rękę, jakby chciał hackera uderzyć, lecz nim to zrobił tamten kopnął nogą w drzwi. Posypało się szkło z rozbitych szybek, hacker przez jedną z nich włożył rękę do środka i otworzył zamek. Strażnik próbował go zatrzymać, ale zderzył się z Borgiem i zanim złapał hackera ten był już w środku. Rzucili się obaj za nim. Przeskoczyli w kilku krokach przez dwa pomieszczenia i wpadli do niedużej klitki. Naprzeciwko nich, odgrodzony monitorem i komputerem siedział jakiś człowiek. Pasował precyzyjnie do opisu hackera. Miał łysą, wygoloną do gołej skóry głowę, a na ramionach czarną skórzaną kurtkę, nabijaną błyszczącymi gwoździami. Spod kurtki wystawała czerwona koszulka z narysowaną swastyką. Petras usiłował ominąć przeszkadzający mu stołek, stojący na podłodze i dobiec do tamtego, ale z rozpędu nie udało mu się złapać równowagi i poleciał jak długi na ścianę. Borg i strażnik rzucili się w stronę stołu z komputerem, siedzący za nim facet sięgnął ręką pod blat, błyskawicznie wyciągnął nóż i rzucił nim w ich stronę. Martin poczuł tępe uderzenie w prawe ramię, ale impetu skoku nie mógł już powstrzymać. Zatoczył się na stół, podcinając strażnika, który padając zwalił na podłogę monitor. Za monitorem poleciał podłączony kablem komputer. Rozległ się głośny łomot, trzask, spod obudowy wypłynęła strużka dymu. Ich przeciwnik spojrzał z niedowierzaniem na komputer. Strażnik błyskawicznie zerwał się z podłogi, przesadził stół i złapał Malloy'a w pół. Zaczęli się szarpać na ograniczonym stołem i ścianą kawałku podłogi. Silny jak byk strażnik w tak ciasnym miejscu nie mógł sobie poradzić ze szczupłym i zwinnym hackerem. Szamotał się z nim próbując docisnąć go ciałem do ściany, ale dopiero gdy Petras wstał i skoczył z pomocą, sytuacja uległa zmianie. Wspólnymi siłami udało im się obezwładnić desperacko usiłującego uciec przeciwnika.

już mi starczy                  co było dalej?